пятница, 15 января 2010 г.

Zbigniew Dmitroca: „Poezja jest zaborczą kochanką i surowo karze za niewierność" ”

 
Poeta, bajkopisarz, tłumacz, satyryk i dramaturg. Urodzony w 1962 r. w Niewirkowie na Zamojszczyźnie. Debiutował w miesięczniku ”Odra” wrześniu 1980 r. Publikował w almanachach środowiskowych Gdzie jabłonie słodkopienne, Lublin 1980, Modlitwa urojeń szczęśliwych, Zamość 1982, Pojmowanie słońcem, Zamość 1983. Ponownie zaczął drukować pod koniec lat 80. w ”Wybrzeżu”, ”Autografie”, ”Literaturze na Świecie”. Tłumaczył do wydań dwujęzycznych Annę Achmatową (Moskwa – Warszawa 1989) i Mikołaja Gumilowa (Moskwa – Warszawa 1990). 
 
– Co dla Pana znaczy być poetą?

To pytanie, jakich w Polsce się już nie zadaje. Można na nie odpowiedzieć wymijająco, można popaść w grafomański patos. Postaram się jednak wypośrodkować. Z perspektywy trzydziestu lat od debiutu prasowego mogę chyba powiedzieć, że w moim przypadku to los, a z losem się nie dyskutuje. Zrobiłem wiele, żeby sobie jako poecie zaszkodzić, ale nic to nie dało. Poezja jest zaborczą kochanką i surowo karze za niewierność. Mnie skazała na życie z... wierszy.


Kiedy po raz pierwszy sięgnął Pan po literaturę rosyjską?  Co Pana w niej przyciąga?



Z literaturą rosyjską zetknąłem się w szkole podstawowej. Potem była chwila przerwy, fascynacja poezją francuską, a potem już samodzielne poszukiwania, co nie było łatwe, bo autorzy, którzy mnie interesowali, nie byli ulubieńcami radzieckiej władzy, mam tu na myśli Achmatową, Mandelsztama czy Cwietajewą. Moje pierwsze próby translatorskie, rzecz jasna bardzo nieudolne, to wiersze Puszkina. Na szczęście nic się z tego nie zachowało. Potem był Błok i Jesienin, po drodze Szewczenko, którego czytałem w przekładzie na rosyjski, a z rosyjskiego tłumaczyłem na polski... Pod koniec liceum była fascynacja Jesieninem, która zaowocowała wieloma przekładami, które też jeszcze nie nadawały się do druku. Na początku studiów była z kolei fascynacja Wysockim, którego też namiętnie tłumaczyłem. Zrobiłem przekłady około 40 jego ballad, które mi zaginęły, więc teraz trudno stwierdzić, czy były dobre, czy fatalne. Myślę jednak, że od tłumaczenia Wysockiego zacząłem się jako profesjonalny tłumacz poezji. Mniej więcej w tamtym czasie powstały pierwsze dojrzałe przekłady Achmatowej, którą tłumaczyłem jeszcze pod koniec liceum. Od Achmatowej był tylko krok do Gumilowa, który zaczął być wydawany w okresie pieriestrojki. Z czasem doszli inni akmeiści i poeci do tego kręgu zbliżeni. I z grubsza rzecz biorąc trwa tak po dziś dzień. Jeśli zaś miałbym powiedzieć jednym słowem, co mnie szczególnie przyciąga w literaturze rosyjskiej, rzekłbym, że sam żywioł języka, którego struktura daje niesamowite możliwości formalne, o jakich mogą tylko pomarzyć poeci polscy.  

Z jakimi problemami spotyka się Pan w działalności translatorskiej?

Każdy przekład to dla tłumacza wielka niewiadoma, pojedynek, dlatego niechętnie przystaję na robienie przekładów na zamówienie. Gdy wybieram sam, momentalnie staram się ocenić, czy z danym tekstem dam sobie radę. Oczywiście, po tylu latach tłumaczenia wierszy najwybitniejszych rosyjskich poetów XX wieku teoretycznie powinienem poradzić sobie niemal z każdym wierszem, w praktyce jest jednak inaczej. Niekiedy barierą nie do pokonania jest prostota i temperatura wiersza, która ulatuje w przekładzie. Kiedy indziej jest to gęstość frazy, nie dającej się wbić w polskie metrum. Osobną sprawą jest idiomatyka. Wprawdzie większość idiomów rosyjskich ma jakieś odpowiedniki w języku polskim, ale czasem kontekst sprawia, że nie sposób ten odpowiednik zastosować i zaczynają się schody do nieba. Dużą trudność sprawiają też terminy religijne. A czasem największym problemem jest po prostu rym, który musi mieć „tylko” odpowiednią ilość sylab. Paradoksalnie, niejednokrotni to, co na początku wydawało się nie do ugryzienia, poddaje się przekładowi najłatwiej.

Czy Polacy wciąż lubią poezję rosyjską?

Odpowiem wykrętnie. Robię wszystko, żeby ci Polacy, którzy w ogóle lubią poezję, lubili też poezję rosyjską. Twórczość wielu rosyjskich poetów wielokrotnie prezentowałem w programie II Polskiego Radia. Tylko w ubiegłym roku opublikowałem w różnych pismach i gazetach przekłady kilkudziesięciu wierszy poetów rosyjskich. W tym roku ukaże się w moim wyborze i przekładzie pierwszy w Polsce tom wierszy Michaiła Kuzmina. Aktualnie pracuję nad nie tłumaczonymi dotychczas na polski wierszami Josifa Brodskiego. A w zapasie mam około dwustu przekładów z kilkunastu poetów. Moje przekłady odnajduję często na różnych stronach internetowych, a przekład opublikowanego w prasie wiersza Władimira Britaniszskiego został wykorzystany nawet w spektaklu poznańskiego Teatru... tańca, o czym dowiedziałem się dopiero z Internetu. A to znaczy, że te wiersze żyją.

Комментариев нет:

Отправить комментарий